Forum www.livfc.fora.pl Strona Główna www.livfc.fora.pl
Forum Nie tylko o LFC
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Steven Gerrard Czesc 2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.livfc.fora.pl Strona Główna -> Ciekawi Gracze
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Torres
Administrator



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:15, 07 Kwi 2009    Temat postu: Steven Gerrard Czesc 2

5 - Bramy niebios


Gerard Houllier zmienił mnie w piłkarza, ale nie może przypisać sobie całej zasługi za to, kim jestem dzisiaj. Przekonanie, że pozostałbym w cieniu, gdyby nie przyjście Gerarda jest po prostu błędne. Liverpool zawsze mnie wspierał. Otrzymałem sześcioletni kontrakt obejmujący okres szkoły i praktyki juniorskiej, a potem tą fantastyczną trzyletnią umowę. Wszystko przed przybyciem Gerarda, więc jak może twierdzić, że wyciągnął mnie z Akademii? Jego komentarze są zniewagą dla trenerów jak Steve Heighway, Dave Shannon i Hughie McAuley. To oni ciężko pracowali, by poprawić moją grę od najmłodszych lat. Pomogli mi ukształtować się jako piłkarz od momentu, kiedy przyszedłem do Vernon Sangster. Steve miał ogromny wpływ na mnie. Nawet teraz tak jest. Kiedy mam szansę z nim porozmawiać, dokonuje analizy mojej gry. Jeśli Gerard twierdzi, że uratował mnie z Akademii, wówczas nie okazuje szacunku dla Steve'a. To tak jakby mówił, 'Steven Gerrard robił małe postępy w Akademii i ludzie mi o nim nie mówili.' Było odwrotnie. Gerard został poinformowany o mnie. Wiedziałem to.

To, że Gerard mówi o swoim ratunku dla mnie z drużyny rezerw jest również krzywdzące dla Roy'a. Roy wiedział o mnie na długo przed przyjściem Gerarda na Anfield latem 1998. Kiedy Francuz objął pełną posadę, wiele dla mnie uczynił. Zdaję sobie z tego sprawę i jestem za to naprawdę wdzięczny. Opiekował się mną i ulepszał moją grę. Jednak każdy na Anfield miał udział w moim rozwoju, aż do reprezentacji Anglii. Miałem dobre relacje ze wszystkimi - Steve Heighway, Gerard i jego trenerzy Phil Thompson i Sammy Lee. Nigdy się z nimi nie pokłóciłem. Gerard był dla mnie wspaniały, ale muszę zdementować wrażenie, że nie poradziłbym sobie bez niego. Nie byłem jego wynalazkiem. Dokonałem tego sam, przy fantastycznej pomocy trenerów w Akademii i wsparciu rodziców. Gerard otworzył mi drzwi do pierwszego zespołu, ale głośno pukałem do drzwi.

Na Anfield byłem dosyć znany. Sugestia Gerarda, że nie miałem wyrobionej marki w Akademii jest oczywiście błędna. Byłem już kapitanem reprezentacji do lat 18, zanim Gerard przyszedł na Anfield. Kiedy Peter Robinson, który był wtedy dyrektorem sportowym załatwiał przejście Francuza, wspominał mu o wspaniałej przyszłości klubu i wychowankach jak ja. Następca Petera, Rick Parry rozmawiałem później z Gerardem o mnie. Wiem, że to brzmi chujowo i wygląda jakbym wszystko wiedział najlepiej, ale jestem zirytowany. Roy miał wystarczające zdanie o mojej przyszłości w Liverpoolu, jeśli wręczył mi trzyletni kontrakt. Grałem w wielu kategoriach Liverpoolu, zanim Francuz się pojawił.

Ludzie mówili o mnie w Melwood, na Anfield, po prostu wszędzie. Kluby Premiership próbowały mnie odkupić. Kiedy zagrałem pierwszy mecz w zespole do lat 19 z Tottenham Hotspur w sierpniu 1998, Spurs z pewnością wszystko o mnie wiedzieli. Spotkanie odbywało się na ich terenie w Essex, byliśmy bardzo podekscytowani. Ja, Boggo, Wrighty i reszta chłopaków czuliśmy się jak prawdziwi piłkarze, dumnie przywdziewając koszulkę Liverpoolu. Dzień przed meczem wyjechaliśmy z miasta, zupełnie jak pierwsza drużyna. Cała podróż była znakomita. Luksusowy autokar i hotel. Byłem w pokoju z Wrightem i prawie nie spaliśmy, tak bardzo byliśmy zajęci rozmową na temat naszego pierwszego meczu w drużynie do lat 19. Uwielbiałem w tej chwili wszystko. Przed meczem zjedliśmy odpowiedni posiłek: makarony i mięso. Tottenham wystawił dobry zespół. Grali tam Peter Crouch i Luke Young. Obaj reprezentowali wówczas Anglię. Crouchy jest obecnie moim kolegą w klubie i reprezentacji. To był trudny pojedynek. Mecz oglądało nawet dużo ludzi, w tym Alan Sugar, wówczas prezes Spurs, a obecnie biznesmen w programie Praktykant. Grałem naprawdę dobrze i strzeliłem jednego gola z dystansu. Mecz zakończył się wynikiem 1-1. Kiedy schodziłem z boiska zauważyłem, że Sugar rozmawia ze Stevem Heighway'em. Gadali jak dawni koledzy, Sugar go obejmował. Kiedy wszedłem do szatni, Boggo powiedział, 'Rozmawiali o tobie.'

'Skąd wiesz?'

'Słyszałem jak mówili twoje nazwisko. Nie wiem co dokładnie powiedzieli, ale Alan Sugar dużo o tobie mówił.'

Nie zastanawiałem się nad tym dłużej. Poszedłem pod prysznic, przebrałem się i wskoczyłem do autokaru. Tydzień później dowiedziałem się, że Sugar próbował mnie kupić. Za 2 mln funtów! Nieźle jak na 'nieznanego' zawodnika. Liverpool odrzucił ofertę Spurs. 'Nie bądź śmieszny,' powiedział Steve do Alana. Wyraźnie mnie doceniali.

Miesiąc albo dwa po meczu ze Spurs, dostałem karę od Dave'a Shannona za robienie głupstw. Po fakcie, to było drobne wykroczenie: zostawienie talerza po obiedzie. Mało istotne. Miałem do zapłacenia tylko pięć funtów, ale musiałem wyskoczyć z zarobionej kasy. Czułem się, jakbym płacił dużą kwotę, a do tego byłem niewinny. Byłem wściekły. Poszedłem zobaczyć się z Davem sam na sam. Wpadłem do pokoju trzaskając drzwiami.

'Za co jest ta kara? To niesprawiedliwe.'

'Nigdy nie odnosisz talerzy.'

'Odnoszę.' Musiałem. Kilku moich kolegów, z którymi trzymałem było tak leniwych, że dranie zostawiali po sobie talerze w każdym miejscu. Ale nie ja. Rodzice nauczyli mnie szacunku. Byłem niezadowolony, że Dave mi nie wierzył. 'Nie zapłacę tej kary.'

Dave nie chciał zmienić decyzji. 'Nie, musisz zapłacić. Dostałeś karę i chcę mieć to do piątku.'

Wiedziałem, że nie mam się o co kłócić. 'Zapłacę, ale nie masz o niczym pojęcia Dave.'

Każdy z nim żartował. Był niesamowitym facetem. Podtrzymywał w zespole ducha. Pomimo tego, że wlepił mi karę, nadal rozmawialiśmy o futbolu. 'Dave, zrób mi przysługę i załatw terminarz na mecze rezerw i drużyny do lat 19,' poprosiłem go. 'Ktoś mnie o to pytał.'

Dave popatrzył na mnie i się uśmiechnął. 'Nie potrzebujesz tych meczów. Zamiast tego dostaniesz to.' Sięgnął po coś do torby i wyciągnął terminarz pierwszej drużyny.

Pierwszej drużyny! Byłem zachwycony. Wyszedłem z biura myśląc, że nie otrzymałbym tej listy, gdybym nie był brany pod uwagę. To mnie najbardziej podniosło na duchu. Moja złość dotycząca kary natychmiast znikła.

Gerard powiedział, że przyszedł pewnego dnia obejrzeć mnie na treningu w Akademiku, ale to nie był on. Zamiast niego pojawił się jego zastępca, Patrice Bergues, równy gość. Patrice sprawdzał mnie jeszcze przed Gerardem. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Przed południem Steve Heighway wezwał mnie do swojego biura. 'Steven, mamy dzisiaj gości,' powiedział. 'Gerard Houllier, Phil Thompson, Sammy Lee i Patrice Bergues przyjdą do Melwood, by zobaczyć twoją grę.' Steve nie musiał mówić nic więcej. Wiedziałem o co chodzi. To była moja szansa, by dostać się do pierwszego składu.

Przed rozpoczęciem treningu w szatni krążyły pogłoski, że do Melwood przyjadą tylko dwie osoby. To nie miało znaczenia; dla mnie liczył się tylko to, że byłem brany pod uwagę przez trenerów. Musiałem wykorzystać tą szansę. Zawsze ciężko trenowałem, ale ten trening mógł być przepustką do sławy. Chciałem się przedostać. Wybiegłem na boisko i rozejrzałem się dookoła. Nikogo tam nie było! Cholera. Może Gerard i jego trenerzy postanowili, że nie przyjadą. Może zdecydowali, że nie byłem gotowy. Niech do diabli. Zacząłem się przygotowywać.

Po chwili zdałem sobie sprawę, że ktoś tam chodził. Stali tyłem do boiska, ale na pewno nam się przyglądali. Przyjrzałem się bliżej. To był Patrice i Sammy. Wspaniale. Czas wrzucić bieg. Trenowaliśmy przez godzinę i czterdzieści pięć minut, najpierw z piłką, a potem podczas sparingu. Byłem wszędzie. Pierwszy do każdej piłki, nie ustępujący w walce i najlepszy w strzałach. Widziałem jak mi się przyglądali. Sammy dokonywał analizy i zapisywał coś w notatniku. Patrice oceniał potencjał mój i reszty chłopaków.

Kiedy trening dobiegł końca, Steve przedstawił nam gości. Sammy i tak był każdemu znany. Miał wspaniałe relacje z młodymi zawodnikami. Każdy go lubił. Sammy z pewnością wiedział kim byłem. 'Bardzo dobrze,' powiedział. Byłem podekscytowany słysząc te słowa. Kiedy grupa się rozeszła, Patrice przespacerował się po obiekcie. Nigdy wcześniej go nie spotkałem. Nikt z nas. Gerard dopiero co go zatrudnił na pełny etat. To był wielki moment. Patrice podał mi dłoń. 'Mocny jesteś,' powiedział. To był mój dzień. Poszedł dalej spacerować, a ja byłem w niebie.

Kolejny sprawdzian był na ocenę. Gerard jeszcze nie widział mnie w akcji. Historia Gerarda 'odkrywcy' pojawiła się kilka tygodni po pierwszym treningu pod okiem jego asystentów. Mieliśmy mecz w drużynie do lat 19 z Man United. To był listopad i tak naprawdę marzyłem o grze. Już wtedy walczyłem w drużynie rezerw o regularne miejsce w zespole. Był jednak specjalny powód, dla którego chciałem zagrać w zespole do lat 19. Przeciwnikiem było United i uwielbiałem się z nimi pojedynkować. Zawsze to kochałem i już nic tego nie zmieni. To był również mój pierwszy mecz po kontuzji. Złamałem nadgarstek i musiałem zagrać w gipsie. Miałem zagrać w kontrolnym meczu rezerw z pierwszym zespołem, ale doktor odradzał. Spojrzał tylko raz na gips i powiedział, 'Nie jesteś jeszcze gotowy.' Byłem rozczarowany szczególnie, że na meczu miał być Patrice, by obejrzeć mnie w akcji. Nadgarstek uległ poprawie do czasu, kiedy Man U byli w mieście. Nie mogłem się doczekać.

Wszyscy moi koledzy z drużyny do lat 19 mieli zagrać, w tym Boggo i Greggo. Zgromadziło się trochę ludzi, około 200, co jest dobrą frekwencją dla meczów Akademii. Był również tata, która mnie dopingował za co byłem mu wdzięczny. Wszyscy trenerzy również byli obecni, jak Steve i Dave. Zauważyłem również, że był obok nich Gerard. Czy wiedziałem wtedy mało; wiem, że początkowo przyjechał obejrzeć Ritchiego Partridge, naszego skrzydłowego z Irlandii. Zakładałem, że jest tam z mojego powodu. Zacząłem swoją dominację. Kontrolowałem mecz od początku do końca, rozwalając piłkarzy United na lewej, prawej i w środku. Powinienem dostać czerwoną kartkę za jedno brzydkie zagranie. 'Jeszcze raz i wylatujesz.' ostrzegł mnie sędzia. 'Jeszcze raz i zejdziesz,' ostrzegł mnie Steve. Nie zważałem na ich słowa. Chciałem rozerwać Man United na kawałki. Byli dobrą drużyną i mieli w swoich szeregach takich piłkarzy jak John O'Shea. Czułem się podobnie, kiedy zawodnicy Lilleshall przyjechali do Melwood. Chciałem ich po prostu rozwalić. Mecz zakończył się remisem 1-1, ale strzeliłem bramkę i wiedziałem, że zagrałem dobry mecz. Kiedy schodziłem z boiska czułem się jak król. Zerkałem dookoła, by sprawdzić reakcję Gerarda. Poszedł gdzieś. Cholera. Na pewno był pod wrażeniem.

Kiedy przyjechałem do Ironside, tata był już w domu.

'Wiesz, że był tam szef?' powiedział tata.

'Wiem,' odpowiedziałem z uśmiechem. 'Widziałem go.'

Następne zdanie taty przepełniło mnie dumą. 'Dziwię się, że nie zrobiłeś sobie żadnej krzywdy Steven.' To była ogromna pochwała ze strony mojego taty. Wskoczyłem do łóżka i czułem się jak na czubku świata.

Niedzielna upłynęła wolno. Nie mogłem się doczekać poniedziałku. Chciałem już jechać na trening, by się dowiedzieć, czy Gerard coś o mnie powiedział. Nic się nie wydarzyło. Tak samo we wtorek. W środę jednak szedłem korytarzem w Akademii i zobaczyłem, że w moją stronę idzie Gerard i Roy Evans. Roy postanowił odejść 12 grudnia i odwiedzał wszystkich, by się pożegnać. Takie jest życie w Liverpoolu - nawet odejście odbywa się w cywilizowany sposób. Roy zatrzymał mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć. Przeskakiwałem z jednej nogi na drugą, byłem trochę speszony. Przede mną stał odchodzący Roy Evans, a obok niego człowiek, który obejmował pełną posadę, mój nowy szef. Jeszcze go nie spotkałem wcześniej. Czułem się cholernie nieswojo.

Roy był wspaniały. 'Jak się masz Steve?' zapytał. 'Pracuj tak dalej, masz przed sobą wielką szansę.'

Gerard wówczas mu przerwał. 'Masz bardzo dobrą szansę,' powiedział.

Spojrzałem na niego, spojrzałem na tą twarz, która miała być mi znajoma przez następne kilka lat.

'Pracuj tak dalej,' dodał. 'Oglądałem cię w zeszłym tygodniu z Manchesterem United i byłeś bardzo dobry.'

'Dziękuje,' powiedziałem do Gerarda i skierowałem się do Roy'a. 'Przykro mi, że odchodzisz.'

'Nie martw się Steven, poradzę sobie. Masz martwić się o siebie.'

Było mi go przykro. Chciałem, żeby został. Nasze relacje zawsze były pierwszej klasy i wiedziałem jak bardzo chce mnie w pierwszej drużynie. Kiedy tylko go spotykałem, zawsze powtarzał, 'Uwolnij się od kontuzji i będziesz u mnie.' Teraz Francuz był szefem w Liverpoolu i zastanawiałem się jak to może się potoczyć. Czy Gerard naprawdę widzi mnie w swoim zespole? Nie wiedział tak naprawdę, kim byłem. Roy znał mnie od dwunastego roku życia. Jego odejście było naprawdę wielkim ciosem. Ludzie w Melwood mówili, że Francuz zmienił wszystko i trening nie był już dla nikogo zabawą. Gerard był naprawdę ostry. Wiele negatywnych czynników spadło również na rezerwy. W pierwszej chwili Gerard wydawał się miłą osobą. Denerwowałem się z powodu języka. Nie wiedziałem jak dobry jest jego angielski. Przestraszyłem się go. Zdecydowanie. Był szefem, który decydował czy mnie zatrzymać, czy wywalić. Byłem przerażony francuską kulturą. Chciałem Anglika, którego znałem i rozumiałem. Wszystko wskazywało na to, że dostanę się do pierwszej drużyny. To była tylko kwestia czasu. Jednak wtedy Roy odszedł. Musiałem udowodnić swoją wartość człowiekowi z obcego kraju.

Dwa dni później, w piątek, Steve Heighway wezwał mnie i Wrighta do swojego biura. Dave Shannon już tam był. 'Ważne wiadomości panowie,' ogłosił Steve. 'Gerard i Phil chcą was w Melwood.' Spojrzeliśmy z Wrightem na siebie. Fantastycznie. To była wiadomość, na którą czekaliśmy. 'Zaczynacie od poniedziałku,' dodał Steve. 'Gerard widzi was w swoich planach, dlatego będziecie trenować z pierwszą drużyną. Nie zmarnujcie tego, to jest wasza wielka szansa.' Steve się zatrzymał i udzielił nam kilka naprawdę ważnych wskazówek. Wiedział, że nasz czas w Akademii dobiegł końca. 'Nigdy nie zapominajcie skąd pochodzicie,' powiedział do nas. 'Nigdy nie zapominajcie co dla was zrobiliśmy oraz tego, że nadal tutaj jesteśmy. Nie chcemy widzieć was innych. Stąpajcie mocno po ziemi i zapomnijcie o wszelkiego rodzaju negatywnych zachowaniach. Macie tutaj dobrych kolegów, więc oczekujemy waszego powrotu i do zobaczenia.' To była jak zwykle cenna uwaga Steve'a, ale nie musiał się obawiać. Nigdy bym nie zwiał od Akademii, olał wszystkich i nigdy nie wrócił. Znałem swoje korzenie. Wiedziałem komu zawdzięczam drogę do pierwszej drużyny: Steve Heighway, Dave Shannon i Hughie McAuley.

Pojechałem do domu, zaparkowałem na Ironside i przywitałem się z młodymi chłopakami, którzy kopali piłkę, jak to zwykle czyniłem. Moje życie szybko się zmieniało, szybciej niż sobie wyobrażałem, kiedy to ja byłem na ich miejscu i kopałem tam piłkę. Wszedłem do domu nadal w totalnym szoku. Tata siedział w dużym pokoju przeglądając gazetę. Spojrzał na mnie i zobaczył ten błysk w oczach.

'Co się stało?' zapytał.

'Przenieśli mnie do Melwood!' powiedziałem.

Tata był dumny. 'Tam wszystko się zaczęło,' powiedział.

Weekend minął jak we mgle. Myślałem tylko o poniedziałku i Melwood. Ta niedziela wieczorem, kiedy zegar odliczał do naszego wielkiego nadejścia. Wrighty został u nas w domu. Nasza dwójka była naprawdę blisko i spędzaliśmy dużo czasu poza boiskiem. Obaj byliśmy podekscytowani i nie mogliśmy zasnąć. Ciągle tylko gadaliśmy i gadaliśmy. Czuliśmy się jak prawdziwi piłkarze. Jednak zanim wyszedłem z domu, by rozpocząć kolejny etap mojej kariery, tata zamienił ze mną słowo. 'To dopiero początek,' przypomniał mi. 'Będziesz w szatni pełnej piłkarzy z Anglii i reprezentacji. Pamiętaj Steven, jeszcze nic nie osiągnąłeś. Wiesz gdzie jesteś, ale wykorzystaj to jak najlepiej.' Słowa taty dotknęły mnie jak poranny dźwięk budzika. Byłem bardzo skupiony.

I cholernie niespokojny. Denerwowałem się tego dnia, kiedy jechałem do Melwood. Godzina, o której przyjechaliśmy z Wrightem była śmieszna. Wielka brama była otwarta, a w środku tylko kilka samochodów. Wjechaliśmy, a następnie ostrożnym krokiem udaliśmy się do budynku. Wrighty i ja wiedzieliśmy gdzie była szatnia, ale przez kilka minut staliśmy na zewnątrz zbierając się na odwagę. W końcu chwyciłem za klamkę i wszedłem do środka. Pomieszczenie było puste. W środku był pracownik, który układał dla każdego stroje treningowe. Wrighty i ja rozejrzeliśmy się po wieszakach by zobaczyć, czy są też dla nas. Nie było. Wpadliśmy w panikę.

'Cholera, Wrighty, chyba się nas nie spodziewają,' powiedziałem.

'Niech to diabli,' powiedział.

Czuliśmy się jak intruzi.

Spojrzałem na niego i powiedziałem, 'Pierwsza drużyna przyjdzie i powie, "Co wy tu do cholery robicie?"'

Mieliśmy już wychodzić, kiedy otworzyły się drzwi i gwiazdy zaczęły licznie napływać. Robbie, Macca, Jamie. Dzięki Bogu za znajome twarze. Wrighty i ja znaliśmy ich. Zawsze byli wobec nas wspaniali.

'Już jesteście tutaj?' powiedział Jamie. 'Bardzo dobrze.'

Macca się roześmiał. 'Rychło w czas.'

Robbie dołączył się do rozmowy. 'Nie za późno trochę?'

Wrighty i ja mogliśmy się odprężyć. Być może wiedzieli, że do nich dołączymy. 'Weź ubranie i siadaj obok mnie,' powiedział Jamie. Boże, pomyślałem sobie. Przed chwilą przyjechałem i siedzę obok jednego z najbardziej znanych piłkarzy w kraju. Ale wtedy do szatni przyszedł jeden z trenerów i zasygnalizował mi oraz Wrightowi, by zająć miejsce na końcu z piłkarzami rezerw i starszymi zawodnikami. Ledwo to można było nazwać szatnią. Rozłożyliśmy nasze ubrania i zwinęliśmy je razem na ławce. No i co z tego? Nie przeszkadzało mi, że miałem mało miejsca w szatni. Czas było wyjść na boisko i trenować z pierwszą drużyną. Trzeba sobie z tym poradzić. Wychodzimy.

Na boisku Gerard zwołał nas w jedną grupę. Stanął w środku i wskazał na nas, jako nowych zawodników. 'Teraz będą trenować z nami,' powiedział Gerard. 'Przeniosłem ich z Akademii.' Na to czekaliśmy! Koniec przedstawień, czas zacząć trening.

Z uwagi na wszystkie moje obawy o trening u Gerarda, polubiłem zajęcia. Nie było tak ostro jak się spodziewałem. Chodziło o dobre spędzenie czasu. Sparingowe gry były wspaniałe. Po meczu, kiedy Jamie, Macca i reszta schodziła do szatni cały czas się śmiejąc, Gerard zatrzymał mnie i Wrighta. Jeszcze z nim nie rozmawialiśmy sam na sam. Po raz pierwszy zwrócił się do nas. 'Teraz jesteście tutaj,' zaczął Gerard. 'Tutaj zaczynacie. Wasze warunki nie są jednak najlepsze. Musicie być więksi i silniejsi. Jesteście bardzo szczupli. Spójrzcie na resztę zawodników, są od was więksi. Musicie znaleźć się na tym samym poziomie. Będziecie trenować oddzielnie. Nie narzekajcie, to dla waszego dobra. Jeśli będziecie musieli zostać, albo przyjść wcześniej zróbcie tak jak wam powiedziano. Jedzcie i pijcie to co będzie w programie. Musicie być fizycznie przygotowani do pierwszego zespołu. Nie jesteście wcale daleko.'

Wszystko potoczyło się szybko. Dietetyk do nas przemówił. Zrobił mi testy i zabronił jedzenia fast foodów. Moje posiłki nie były wcześniej złe, ale wiedziałem, że muszę jeść lepiej. Nie będzie już więcej burgerów. 'Żyj jak atleta' to było teraz moje motto. Trener przygotowania fizycznego pracował nad nami ciężko, zabierając nas na siłownię cztery razy w tygodniu po dwie godziny. Wyciskałem kilogramy przybliżając się do pierwszej drużyny. Kiedy tylko podnosiłem coraz większe sztangi powtarzałem sobie, że to kolejny krok do mojego debiutu w Liverpoolu. Wyobrażałem sobie jak dotykam napis 'This Is Anfield' i wybiegam przez tunel na murawę. Dzięki tej perspektywie mój wysiłek był tego warty.

Gerard często przychodził, by sprawdzić jak daleko się posunęliśmy. Pewnego dnia po zajęciach w siłowni zostałem wezwany do jego biura. 'Steven,' powiedział, 'masz wielką szansę. Masz umiejętności, ale musimy sprawdzić twoją mentalność. Będziemy ci się przyglądać.' Naprawdę przywiązywał do tego wagę. 'Chciałbym się spotkać z twoimi rodzicami,' dodał. Udaliśmy się więc na jakiś posiłek, gdzieś na Allerton Road. Gerard nie mówił dużo o piłce. Chciał poznać moje środowisko, więc była to zwykła rozmowa. Moi rodzice byli pod wrażeniem. Po spotkaniu byli zadowoleni, że ich syn jest pod opieką szczerej osoby.

Futbol stał się dla mnie nagle poważnym wyzwaniem. Wszystkie wygłupy były już przeszłością. W szatni pierwszej drużyny odzywałem się zwykle w mało ważnych sprawach. Dowcipy z resztą drużyny były niemożliwe - byłem przestraszony. Mogłem zapaść się pod ziemię, jeśli dostałem pojazd od Robbiego, Jamo czy reszty drużyny. Spoglądałem na nich i się denerwowałem. Bądź cicho i ciężko pracuj, powtarzałem sobie. Gerard wprowadził wiele nowych zasad, musiałem być więc cały czas w pogotowiu. Obowiązywały kary za wszystko. Kilka razy musiałem zapłacić za spóźnienie czy włożenie złej koszulki, kiedy byłem zdenerwowany. Od pierwszego dnia wiedziałem, by nie obijać się na treningach. Gerard wyjaśnił to bardzo krótko, że kto nie będzie stosował się do zasad może odejść. Proste. Dla niektórych było to trudne, ponieważ Roy Evans miał bardziej rozluźnioną atmosferę. Część zawodników nie mogła się przystosować. Macca odszedł do Realu Madryt za darmo. Phil Babb miał trening indywidualny, do czasu kiedy kończył mu się kontrakt. Każdy zrozumiał podstawową zasadę: nie podpadaj u szefa.

Pomimo moich obaw, zaczynałem uzyskiwać sobie łaski Gerarda. 23 listopada, Liverpool odlatywał na trzecią rundę Pucharu UEFA z Celtą Vigo. Wrighty i ja byliśmy na pokładzie! W Melwood nie spędziliśmy jeszcze miesiąca, a już czekaliśmy na lot do Hiszpanii z pierwszą drużyną! Byłem cały przestraszony, podróżując z resztą piłkarzy, trenerów i dyrektorów. Siedzieliśmy obok siebie w samolocie i powiedziałem mu, 'Będziemy tylko nosić rzeczy. Nie dostaniemy szansy.' Wrighty zgadzał się ze mną. Brak presji sprawił, że podróż była bardziej przyjemna. Byłem podekscytowany samą obecnością: razem z pierwszą drużyną jedliśmy posiłki, przebieraliśmy się w szatni na stadionie i przebywaliśmy w ich towarzystwie w hotelu. Byłem jeszcze młodym chłopakiem, który dopiero co wyszedł z Akademii, teraz rozmawiałem już z piłkarzami, którzy byli na Mistrzostwach Świata. Coś niesamowitego.

Kiedy byliśmy w hotelu, Gerard rozdzielił mnie i Wrighta. Dzieliłem pokój z Jamiem. 'Obserwuj go,' powiedział do mnie Gerard. 'Patrz jak Jamie zachowuje się w tym miejscu. Jak je posiłki, trenuje i żyje na co dzień. Możesz się od niego czegoś nauczyć.' Jamie jak zwykle był wspaniały. Traktował każdego tak samo. Rozmawiał ze mną, jakby na moim miejscu był Jason McAteer, Phil Babb czy ktokolwiek inny z kim gra od lat.

Nadal spodziewałem się miejsca na trybunach, a nie na boisku. Wtedy jednak wszedłem do szatni i zobaczyłem koszulkę z moim nazwiskiem i numerem 28. Moja własna koszulka. Byłem częścią drużyny, Liverpool FC. Czułem się, jakbym znalazł się w zupełnie innym świecie. Gerard ustalił mnie i Wrigta jako rezerwowych. Mecze w Europie pozwalają na siedmiu rezerwowych, więc mieliśmy swoją szansę.

Siedzieliśmy na ławce i oglądaliśmy Liverpool w grze, otrzymując niezłą lekcję posiadania piłki. Celta miała zdolnych piłkarzy jak Claude Makelele, który sprawdził się w Realu Madryt i Chelsea, oraz atakującego Valeriego Karpina i Alexandra Mostovoia. Celta okazał się lepszym zespołem od Liverpoolu i przegraliśmy 3-1. Razem z Wrightem nie mieliśmy szansy zagrać. Nie ma problemu. To było nieprawdopodobne doświadczyć meczu w Europie tak blisko, gdzie na stadionie było 24,600 fanów. Przecież miesiąc temu grałem w zespole do lat 19 w Akademiku przy obecności 200 ludzi. To była zmiana.

Kiedy wróciliśmy do kraju, gorączkowo chciałem poznać, czy będę miał miejsce w ligowym meczu. To było na pełnym gazie podczas treningu. Pierwsza sesja po powrocie z Vigo. Paul Incey był na mnie wkurzony. Nie mógł mnie dogonić, ponieważ skupiałem się tylko na treningu. Interesował się tylko meczami, sesja była dla niego nieważna. Mógł jednak się przystosować. Wielu ludzi twierdziło, kiedy przechodził do Liverpoolu z Interu Mediolan, że nie jest wcale taki dobry. Było jednak kilka treningów i meczów, gdzie pokazał swoją klasę. Przysięgam. Nie zdawałem sobie sprawy, czy miał jakieś nieporozumienia z szefem. Wiedziałem jednak, że Incey był jednym z czołowych zawodników w szatni Liverpoolu. Każdy to wiedział. Incey już się postarał, by tak było. Zasada numer jeden w Melwood: nie wkurzaj Incey'a. Na treningu było inaczej. Robiłem wszystko, by się pokazać i udowodnić swoją przydatność. Przed końcem treningu, Incey zwiększył obroty, ale nadal nie mógł mnie dogonić. Piłkarze go czymś wkurzali. 'Koniec z tobą Incey,' krzyczał Fowler. 'Spieprzaj,' wrzeszczał. To był dopiero początek. 'Za tobą!' krzyczał do niego Redknapp. Nie popisywałem się. Po prostu trenowałem. W głębi serca myślałem sobie, 'Walczę o twoje miejsce, to wszystko.' Podpalałem się na tym treningu.

Gerard oczywiście to zauważył. Zostałem wybrany jako rezerwowy na następny mecz w Premiership z Blackburn Rovers, 29 listopada. Moje serce uderzyło w stronę Wrighta, który nie został powołany. Osobiście byłem zachwycony. 'Mam wielką szansę,' powtarzałem sobie. Dwóch zawodników wypadło ze składu, ale ja pozostałem. Gerard wybrał piłkarzy o różnym potencjale i docenił to, że mogę zagrać: w środku pomocy, na prawej stronie lub jako boczny obrońca. 'Szef na pewno ma w tym jakiś cel,' pomyślałem sobie.

Magicznie, to jedyne określenie wszystkiego, co mnie spotkało tego dnia na Anfield. Pamiętam ten mecz, jakby to było wczoraj. Wyszedłem z szatni, skierowałem się korytarzem i dotknąłem napis 'This Is Anfield' na schodami prowadzącymi na murawę. To jest Anfield. Właśnie tak. Wyszedłem i usłyszałem śpiewy 41,753 fanów. Cholernie ogłuszające. Podczas meczu Gerard wskazał na nas, by się rozgrzewać, przed the Kop. Wszyscy rezerwowi otrzymali brawa. No dobra, prawie wszyscy. Czy the Kop również mnie oklaskiwało? Tak cholera? Pod żadnym względem nie mnie. Cały czas się denerwowałem. Widziałem wątpliwości na twarzach ludzi, kiedy widzieli mnie na rozgrzewce. Prawie słyszałem jak mówili, 'Kim jest ta mała pipa? Kto to do cholery jest? Mam nadzieję, że nie zagra.' Cały czas się przejmowałem niepotrzebnymi rzeczami.

Kiedy zostało pięć minut pomyślałem sobie, 'Nie wejdę już. Jestem bezpieczny. Teraz się tylko odprężyć.' Liverpool prowadził 2-0. Bramki strzelali Incey i Michael. Wszyscy wyczekiwali końcowego gwizdka. Było po meczu. Wówczas Phil Thompson odwrócił się i powiedział, 'Idź się rozgrzewać.' Zrobiłem naprawdę profesjonalne ćwiczenia wierząc, że mogę dostać kilka minut. Byłem sześćdziesiąt jardów od ławki rezerwowych, robiąc rozgrzewkę przed the Kop i czekając na sygnał od Phila. Właściwie to się nie oglądałem, ponieważ byłem skupiony na ćwiczeniach. Spojrzałem się do tyłu, by zrobić jakieś ćwiczenie i znowu patrzyłem w stronę ławki. Phil już stał i przywoływał mnie gestem. Tak, mnie! Pobiegłem wzdłuż linii do ławki rezerwowych. Sammy Lee był już gotowy, by mnie odprawić przed wejściem. 'Powodzenia,' powiedział. Widziałem jego twarz. Był zachwycony. Przygotowywał mnie. Sammy Lee jako rodzimy mieszkaniec, swojego czasu grał bardzo dobrze dla Liverpoolu, a teraz pracował jako trener. Wiedział ile znaczył dla mnie ten moment.

Więc nadeszła ta chwila. Od debiutu w Liverpoolu dzieliły mnie tylko sekundy. Cała ciężka praca, wszystkie marzenia, dzielna walka z rozczarowaniami i kontuzjami okazała się warta z chwilą przekroczenia białej linii. Wszystkie urazy odniesione na Ironside. Wszystkie obawy o stratę palca i mojej kariery. Przetrwałem. Teraz czekał na mnie pierwszy mecz w Liverpoolu. Prawie upuściłem ten ciężar.

Veggard Heggem, obrońca z Norwegii, zszedł z boiska, a ja miałem go zastąpić. 'Utrzymuj piłkę,' powiedział Gerard, 'trzymaj się swojej pozycji i czekaj na koniec meczu.' Moje serce biło już naprawdę szybko. Próbowałem przyjąć to na zimno. 'Wejdź, zrób co należy i zejdź,' mówiłem sobie z chwilą pojawienia się na murawie. Pomimo moich nerwów, chciałem dostać piłkę. Nie chciałem być tylko asystentem. Dotknięcie piłki tylko raz mogło być dla mnie zbawienne. Wkrótce ją dostałem. Przyjąłem, rozejrzałem się i podałem do kolegi. Nic nadzwyczajnego i ryzykownego. Dzięki Bogu. Nie chciałem już oglądać więcej piłki. Wykonałem swoją robotę. Patrzyłem w stronę sędziego. Gwiżdż już ten cholerny koniec!

Wtedy piłka przeszła na prawą stronę. Incey zagrał do mnie, ale ograniczyło się to tylko do dośrodkowania w pole karne. Doskonałe podanie. Boże, wcześniej tyle razy miałem taką sytuację i zawsze to kończyłem. Opuściłem prawą nogę do piłki i miałem tylko jeden cel w głowie: 'Wrzuć to jakoś, podaj w pole karne.' Miałem jednak okazję. Za bardzo chciałem dograć. Kiedy 41 tysięcy par oczu wypalało mnie, fatalnie przestrzeliłem dośrodkowanie. Piłka przeleciała dwadzieścia jardów za ostatnim obrońcą i prawie trafiła w Trybunę Stulecia. Incey coś do mnie krzyczał. 'Cholera,' pomyślałem. Byłem zawiedziony i wściekły na siebie.

Liverpool wygrał, więc atmosfera w szatni była dobra. Każdy uścisnął mi rękę, poklepał mnie po głowie i wziął w objęcia. Przyszedł również Wrighty i powiedział, 'Bardzo dobrze - właśnie zagrałeś dla Liverpoolu.' Naprawdę to doceniłem, ponieważ było mu na pewno trudno. Patrząc na jego frustrację, Wrigty był tym wszystkim podekscytowany. Każdy zresztą był. Chciałem już tylko się przebrać i zobaczyć moją rodzinę w poczekalni. To było kolejne wielkie wydarzenie. Mama, tata i Paul byli wśród rodzin piłkarzy. To było zupełnie coś innego, niż dreszcz emocji na meczu w Akademiku.

Czekały nas kolejne mecze. W piątek 4 grudnia, byłem w Melwood na przygotowaniach z resztą składu do podróży na White Hart Lane. To był wielki mecz i miałem nadzieję zagrać. Carra przechodził obok, kiedy ja rozmawiałem z lokalnym dziennikarzem, Paulem Joycem, obecnie zatrudnionym w Daily Express. Nieźle mi przygadał: 'Cholera jasna Stevie, zagrałeś dopiero jeden mecz i już udzielasz wielkich wywiadów! Nie udawaj, że nie znasz drużyny.' Tak jednak nie było. Gerard nie okazywał żadnych znaków, że mogę zagrać przeciwko Spurs. Carra zrywał boki ze śmiechu!

Kiedy w Liverpoolu mieliśmy kilka kontuzji i zawieszeń pomyślałem, że mogę mieć szansę. Po obiedzie w naszym hotelu na przedmieściach Londynu, Gerard wezwał mnie do swojego pokoju. 'Steven, zagrasz od początku,' powiedział. Mój pierwszy start! Wyszedłem z pokoju Gerarda myśląc sobie, 'Niech to diabli.' Wróciłem do pokoju, położyłem się na łóżku, ale spałem z przymrużonym okiem. 'Denerwuję się,' powiedziałem do Wrighta, z którym dzieliłem pokój. 'Zagram na przeciwko Allana Nielsena. Jest dobry.' Byłem przekonany, że zagram w środku pomocy, a po przeciwnej stronie będę miał Nielsena.

Nazajutrz, Gerard nakreślił taktykę: 3-5-2. 'Steven, zagrasz na prawej,' powiedział szef. Wszystko było dla mnie jasne. Prawa strona oznaczała jedno: cholerny David Ginola. Kiedy wychodziliśmy z sali, wszyscy mówili do mnie, 'Ginola! Powodzenia.' Wiedziałem, że był dobry. Wiele razy go oglądałem w telewizji, ale nie mógł być chyba aż tak dobry? Reprezentant Francji, ulubieniec fanów Spurs, który pretenduje do nagrody Piłkarza Roku. Pieprzyć to, dam radę. Tylko daj z siebie wszystko. Będziesz w przypływie adrenaliny. Sprawdziłem ponownie taktykę i zobaczyłem, że Incey będzie grał. Jeśli Ginola urządzi masakrę, Incey będzie mi marudził cały mecz.

Zanim wyszedłem z szatni, Gerard zamienił ze mną słowo. 'Dobierz mu się cholera do skóry,' powiedział do mnie. 'Nie pozwól mu na jego zwody.' Gerard nigdy nie przeklinał, ale chciał trafić w sedno. Była pewna historia między nimi. Napsuła wiele krwi. On i Ginola nie byli najlepszymi kolegami, po kłótni z czasów kiedy Gerard prowadził kadrę. Twierdził, że Ginola popełnił błąd, który kosztował Francję występ na Mistrzostwach Świata w 1994. Chciał się z nim porachować.

Ale nic z tych rzeczy. Ginola był na gazie. Mocno mnie wkurzył. Był bardzo silny. Zdawało mi się, że mówi 'wypad stąd dzieciaku, nie jesteś zbyt dobry. Wypad. Wróć, kiedy będziesz mógł grać z takimi jak ja.' Przeszedłem przez koszmar. Ginola był wspaniały tego popołudnia. Po pięciu minutach, kiwnął mnie już siedem razy i dorzucił piłkę w pole karne sześć razy. Po prostu podawał piłki do Steffena Iversena i Chrisa Armstronga dla zabawy. Przeprowadził szturm. Byłem kłębkiem nerwów, przerażonym kiedy piłka była blisko mnie. Panikowałem. Kilka razy pozbyłem się piłki, a Incey od razu się do mnie przyczepiał. 'Przytrzymaj ją cholera!' krzyczał. 'Czy może być gorzej?' zastanawiałem się. 'Incey się na mnie drze. Cholerny Ginola nabiera mnie za każdym razem. Tracę pozycję i zasięg. Zabierzcie mnie stąd!'

Liverpool dostał baty w pierwszej połowie. Właściwie mogłem strzelić bramkę, ale nie wykorzystałem swojej szansy. Katastrofa. Piłkarze, których szanowałem podnieśli mnie na duchu. Dzięki Bogu, że miałem ich w drużynie. Fowler był w meczu cały czas blisko i mi pomagał. Jamie powiedział, 'Tak dalej, grasz dobrze, utrzymuj się przy piłce.' Incey w końcu też miał coś do powiedzenia. 'Trzymaj go krótko, utrzymuj cholerną piłkę, no dalej!' Byłem na niego wściekły. Nie lubiłem jego sławy i stylu. Chciałem już powiedzieć 'spieprzaj', kiedy patrzyłem na Incey'a, ale tego nie powiedziałem. Boże, jak bardzo chciałem się z nim zmierzyć. Dlaczego zawsze ja? Nigdy nie darzył mnie szacunkiem. Z biegiem sezonu poznałem go lepiej i uświadomiłem sobie, że tak właśnie motywuje kolegów. Incey nie chciał mnie poniżyć. Po prostu w ten sposób pomagał. Teraz, jeśli Incey coś powie do mnie na boisku miłego, pomyślę sobie, 'Nie miałeś tego wcale na myśli.' Jeśli teraz bym z nim grał, wolałbym go w pierwotnym wydaniu. To jest jego styl. Zawsze agresywny. Zawsze wymagający. Właśnie dlatego jego kariera trwała tak długo.

W pierwszej połowie grałem po drugiej stronie ławki rezerwowych, więc Gerard, Phil Thompson i Sammy Lee nie mogli mi przekazywać żadnych poleceń. Właściwie to było błogosławieństwo. Będąc tak daleko, być może trenerzy Liverpoolu nie mogli mi przekazać mojego głębokiego zakłopotania. Nadal spodziewałem się, że mogę grać dalej. Wyobrażałem sobie myśli szefa: 'Gerrard, schodzisz. Natychmiast. Byłeś odkryty.' Nie mógłbym go obwiniać za przypływ emocji. Wszyscy piłkarze Spurs byli o wiele lepsi. Tego dnia Ginola była najlepszy. Nawet kiedy zbliżałem się poziomem do Iversena i Armstronga, byli po prostu ode mnie więksi i silniejsi.

Mój pierwszy mecz zakończył się porażką 2-1 i upokorzeniem. Po wszystkim każdy był uprzejmy. 'Poradziłeś sobie dobrze,' powiedział szef. 'Bardzo dobrze,' usłyszałem od Thompsona. Wszyscy zawodnicy zachowali się w porządku. Wiedziałem w głębi serca, że nie muszę się oceniać. Niektóre słowa taty przychodziły mi do głowy: 'Wykorzystaj swoją szansę Steven, wykorzystaj ją.' Nie zrobiłem tego.

Podróż do domu była długa. Siedziałem obok Wrigta, ale nie byłem w stanie powiedzieć więcej, niż tylko kilka słów. Rodzina i przyjaciele dzwonili do mnie i pytali, 'Jak poszło? Ile grałeś?' Przekazałem im podstawowe wiadomości i miałem nadzieję, że dowiedzą się wszystkiego z telewizji. Zadzwonił do mnie tata. Mogłem być z nim szczery i otwarty. 'Było ciężko. Mam nadzieję, że tego nie spaliłem.' Sammy Lee wiedział w jakim mogę być stanie. Przyszedł do mnie w autokarze i zachował się po prostu wspaniale. Próbował podnieść mnie na duchu. Mój kryzys był nawet poza jego możliwościami do motywacji. Kiedy przyjechaliśmy do Liverpoolu, nie chciałem wysiadać. Myślałem, że wkrótce na stałe trafię do drużyny młodzieżowej z plakietką 'Jeszcze nie gotowy'.

Jakoś to przetrwałem. Następny mecz Liverpool miał na Anfield 8 grudnia, rewanż z Celtą Vigo. To był wielki mecz, nawet jeśli przegraliśmy na wyjeździe. Byłem zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że zagram od początku. Totalny szok. Byłem przekonany, że Ginola wykopał dla mnie grób w Londynie. Incey nie mógł zagrać w Europie, ponieważ dostał czerwoną kartkę z Valencią, więc szef postawił na mnie. Szybko powstały pogłoski, że mogę zagrać na mojej normalnej pozycji. To była prawda. Zacząłem mecz w środku pomocy i natychmiast poczułem się komfortowo. Zagrałem na początku kilka ładnych piłek i nabrałem pewności siebie. To było to! Ludzie mogli zobaczyć, do czego jestem zdolny, a szczególnie w walce i rozdzielaniu piłek. Kiedyś o tym marzyłem grając na asfaltowej drodze przy Ironside. Śpiewy i brawa kibiców były dla mnie pomocne. Fani Liverpoolu zawsze uwielbiali wychowanków i byli ze mną, oklaskując każde moje dobre zagranie. Byłem wybrany nawet najlepszym graczem meczu.

W pewien sposób nie było na mnie żadnej presji. Każdy wiedział, że Liverpool był w trudnej sytuacji tego wieczoru, z powodu rezultatu z Hiszpanii. Nasz zespół był również bardzo osłabiony. Przypłaciliśmy to kontuzjami i zawieszeniami ważnych piłkarzy jak Incey, Redknapp, Heggem i McManaman. Ludzie obawiali się o naszą defensywę. Nikt tak naprawdę nie dawał nam wielkich szans, by zmienić niekorzystny wynik z Celtą. Hiszpanie byli solidną drużyną. Przy ich bramce strzelonej przez Izraelczyka Haima Revivo, ja i Danny Murphy wzięliśmy odpowiedzialność, co było zawstydzające. Wyglądaliśmy przy tym jak uczniowie. Jednak ten błąd nie był potem wypominany w szatni. Każdy podchodził i składał mi gratulacje. Gerard również tak zrobił. Liverpool przegrał 1-0, ale spojrzenie szefa mówiło mi, że był ze mnie zadowolony. Wszyscy trenerzy i piłkarze podchodzili, 'Cholera, pierwszy raz zagrałeś u siebie i poradziłeś sobie naprawdę dobrze.' Kiedy wszedłem do szatni tego wieczoru, zadręczałem się czy jestem w stanie zostać klasowym piłkarzem po lekcji futbolu, której udzielił mi Ginola. Kiedy na koniec wyszedłem z szatni wiedziałem, że jestem częścią drużyny. 'Poradzę sobie z tym,' powiedziałem sobie, kiedy odjeżdżałem z Anfield.

Nazajutrz prawie pobiłem światowy rekord na 100 metrów, kiedy pobiegłem do kiosku. Kupiłem wszystkie gazety, by zobaczyć co o mnie napisali. Sprawdzałem oceny piłkarzy. Tylko dziewięć na dziesięć. Cholera! Gdzie jest moje zdjęcie? Poprzednia strona. Niech to diabli. Chciałem być rozpoznawany. Kiedy szedłem ulicą, a ludzie prosili mnie o autografy, byłem bardzo podekscytowany. Rodzina, która robi tyle zamieszania z powodu mojego uśmiechu na twarzy, jeszcze większego niż zwykle. Sława była dla mnie czymś nowym i nie mogłem się tym nacieszyć. Więcej proszę! W programie meczowym Liverpoolu, było kilka stron o Stevenie Gerrardzie - 'nowym objawieniu w klubie.' Czytałem to tysiące razy. To nie była arogancja, po prostu uwielbiałem jak mnie doceniają. Jeśli zostałem zauważony na ulicy, albo pisali o mnie w gazetach, byłem zachwycony ponieważ to oznaczało, że dobrze gram.

Wszystkie pochwały nie uderzyły mi do głowy. Otaczałem się wokół odpowiednich ludzi. Tata był wspaniały i pilnował, żeby sława nie miała złego oddziaływania i nie wpłynęła źle na moje treningi. 'Nie czytaj tego do cholery,' powiedział tata, kiedy zobaczył mnie rozwalonego na kanapie i czytającego gazety. 'Jutro masz trening. Zrób wszystko, żeby zagrać trzy albo cztery razy. Nic jeszcze nie osiągnąłeś.' Tata miał swoje specjalne powiedzenie, które stale mi powtarzał: 'Nie naśladuj tych piłkarzy, którzy zagrają 300 meczów i zaczynają zabawę. Trenuj i graj, jakby to był twój pierwszy mecz. Trenuj i graj, jakby to był finał Mistrzostw Świata. Ucz się. Nigdy nie odpuszczaj.' Piłkarze pierwszego zespołu jak Incey, Redknapp i Fowler nigdy by na to nie pozwolili. Jeśli ten nowy chłopak z Akademii byłby nie na swoim miejscu, Incey od razu by mnie opieprzył.

W gazetach poświęcano mi coraz więcej uwagi - 'Miejscowy chłopak w szatni Liverpoolu', 'Bohater z Huyton' i tak dalej. Jamie, Robbie i Michael radzili mi jak sobie z tym poradzić i udzielali wskazówek na wypadek trudnych pytań w wywiadach. Mówiłem więc, że muszę się jeszcze dużo nauczyć. Gerard celowo przydzielił mnie do pokoju ze Stevem Stauntonem do końca sezonu. Wiedział, że mogę się nauczyć bycia profesjonalistą będąc u boku 'Stana'. Nazywaliśmy go Stan, ponieważ wyglądał jak Stan Laurel. Stan dużo mnie obserwował na treningach, podczas meczów i poza boiskiem. Tłumaczył mi drobne szczegóły jak bycie kulturalnym wobec każdego, od obsługi hotelowej do fanów. Stan był miłym facetem i dużo osiągnął w futbolu. Młody zawodnik może obrać złą drogę, ale Stan wskazał mi odpowiedni kierunek.

Każdy na Anfield mi pomagał. Nawet Incey. Mieliśmy kilka rozmów w cztery oczy i tak go poznałem bliżej. Zmieniłem o nim swoje zdanie. Polubiłem go. Zapomniałem o tym jak mnie przerażał i czułem, że jest w porządku. Taka zmiana była podyktowana jego zdaniem o mnie. Po kilku meczach, szczególnie z Celtą Vigo na Anfield, Iceny zdał sobie sprawę, że nie byłem po prostu chudzielcem z Akademii. Mogłem żyć wśród zawodników wagi ciężkiej. Rozmowy z nim naprawdę mi pomagały. Wyobraźcie sobie to. Ja w rozmowie z Paulem Ince! Jednym z moich bohaterów!

Życie w Liverpoolu było coraz lepsze. Bycie częścią tak interesującej szatni było wspaniałe. Każdy był ze sobą w dobry relacjach, a ja z zapałem słuchałem ich planów na Święta. Przyjęcia zawsze były przedmiotem opowiadań, z wymyślnymi przebraniami i historycznymi przeżyciami. To było wspaniałe. Kilka drinków i żartów z nowymi kolegami, gwiazdami Liverpool Football Club. Nie mogłem się doczekać na tą wielką chwilę. Codziennie na treningach, prócz dowcipów w szatni, toczyły się rozmowy na temat przyjęcia. Im było bliżej, tym poziom podekscytowania wzrastał do prawdziwej gorączki. Piłkarze wymieniali się pomysłami na temat strojów, które nałożą. Wiedziałem, że Michael pójdzie przebrany jako Scouser Harry Enfield. Nie mogłem się zdecydować za kogo się przebrać. Moją uwagę rozpraszał dodatkowo fakt, że pójdę tam jak nowicjusz. Zadręczałem się, że przyjdzie Robbie, Macca oraz Jamie i powiedzą do mnie, 'Umiesz śpiewać prawda? Lepiej wybierz sobie jakiś dobry kawałek. Nie martw się, nie ma żadnej presji. Będziesz na scenie, dostaniesz mikrofon i reszta należy do ciebie. Nie zawiedź nas. Śpiewaj od serca, dla nas.' A wtedy, by odeszli na bok i zaczęli się śmiać. Boże. Co ze mną będzie? Zauważyłem też podstępne uśmieszki starszych piłkarzy co oznaczało, że będę ofiarą jakiegoś gagu. Butelką w głowę, albo obrzucanie jedzeniem. Tylko spróbujcie!

Nagle moje przygotowania do przyjęcia zostały przerwane przez szefa. Tydzień przed wielkim wydarzeniem, Gerard wezwał mnie do swojego biura w Melwood. 'Steven, nie pójdziesz na to przyjęcie,' powiedział. Na wszelkie sposoby próbowałem ukryć swoje rozczarowanie pomimo, że byłem rozdarty wewnętrznie. 'Jeśli dowiem się, że poszedłeś, dostaniesz karę. Trzymaj się z daleka. To nie dla ciebie.' Byłem zawiedziony. Wrighty również nie mógł pójść na przyjęcie.

Dzięki Bogu, że nie poszliśmy. Przyjęcie zapadło w pamięci od złej strony. Piłkarze zaczęli od hotelu, gdzie wypili kilka drinków, a potem uderzyli do klubu. Osoby postronne i przyjaciele nie mogły bawić się pod kontrolą. Ludzie dali się ponieść alkoholowi. Na przyjęciu były striptizerki i wszystko poszło w złym kierunku. News of the World jakoś się tam dostało i zrobiło zdjęcia, po czym napisali o tym artykuł. Niektórzy piłkarze byli pijani i wyglądali kiepsko. Drużynę dopadł kryzys. Pamiętam, jak siedzieliśmy wszyscy w czasie pory obiadowej przy stole i wszyscy podawali sobie ręce w geście frustracji. Nastroje były ponure. W obozie z tygodnia na tydzień było gorzej. Wszyscy zdali sobie sprawę, że to była pomyłka.

Gerard wpadł do szatni i porządnie opieprzył piłkarzy. Nigdy nie widziałem szefa tak rozwścieczonego. Jego zdaniem dobre imię Liverpoolu zostało sprowadzone do rynsztoku. Miał rację, tak się stało. Piłkarze zawiedli klub. Nie ma co do tego wątpliwości i żadnych usprawiedliwień. Po swojej przemowie, Gerard wezwał mnie i Wrighta do siebie. 'Właśnie z tego powodu zabroniłem wam iść,' powiedział. 'Wy nie macie w tym winy, ale uczcie się na błędach innych.' Chociaż nie byłem na przyjęciu, wszyscy siedzieliśmy w tym razem i współczuliśmy chłopakom. Więcej to się nie mogło powtórzyć. Nie z powodu, że piłkarze czuli się okropnie, ale dlatego, że wszelkie imprezy były zabronione przez Gerarda.

Dla mnie sezon był nadal jednym wielkim szczęściem. Liverpool nie miał najlepszej formy, ale uwielbiałem być częścią tej poezji, nie ważne czy była dobra czy zła. Żyłem jak we śnie, grając przeciw takim idolom z dzieciństwa jak Paul Gascoigne. Pierwszy raz na niego wpadłem, kiedy Middlesbrough przyjechało na Anfield w lutym 1999. Będąc bardziej dokładnym, to on wpadł na mnie. To był zaledwie początek meczu, a już leżałem na murawie. Łokciem walnął mnie prosto w lewe oko. Bez piłki, po prostu to zrobił bez powodu. Prezent od Gazzy, mojego bohatera! Dzięki kolego. Chciałbym się dowiedzieć, czemu to zrobiłeś. Do cholery, czemu? Może usłyszał, że dobrze mi idzie i ludzie mówią o mnie jako materiał dla reprezentacji, dlatego chciał mnie cofnąć do szeregu. Być może to było jego powitanie na wielkich boiskach. Raz dwa i mnie uderzył. Moje oko pulsowało. Bum, bum. Nie mogłem nawet dotknąć piłki. To było trudne.

'No dobra' krzyknąłem do niego, 'w taki sposób cholera chcesz to załatwić?'

Kiedy następnym razem dostał piłkę, wszedłem ostro i zdecydowanie jak nacierający byk. Chciałem mu się odwdzięczyć, ale nie miałem szans. Nigdy nie mogłem się do niego zbliżyć. Odwracał się szybko, jak matador i wymieniał piłkę, czyniąc moje wejścia nieużytecznymi. Pościg za Gazzą był jak łapanie ducha. Ponownie walczyłem i tym razem wygrałem piłkę. Teraz Gazza mnie ścigał. W meczu narodził się nowy pojedynek. Gazza szybko mnie uciszył, dlatego próbował zagrać piłkę między jego nogami. Co ja do cholery próbowałem? Założyć siatkę jednemu z najbardziej utalentowanych pomocników, którzy grali dla Anglii? Musiałem być szalony. Byłem podpalony tym pojedynkiem. 'Bądź grzeczny!' powiedział Gazza. 'Nie wiesz cholera z kim masz do czynienia?' Gazza zwrócił się w moją stronę, a potem dodał: 'Ty mała pipo!' Gazza to kochał. Wiedział, że może mnie tym zdenerwować.

Po meczu Gazza szedł obok, trzymał mnie za głowę i obejmował jak kolegę. 'Jesteś cholera dobry,' powiedział. 'Tylko tak dalej.' Nieprawdopodobne. W tamtym czasie nadal byłem anonimowy, trzeci wybór, dzieciak z Akademii. Gazza podszedł do mnie i mi pogratulował! W głębi serca myślę, że Gazza był zadowolony ze sposobu, w jaki zareagowałem na jego uderzenie. Nigdy się nie skarżyłem. Nigdy się nie chowałem. Wyszedłem na przeciwko niemu. Niestety nie miałem swojej szansy. W szatni powiedziałem reszcie piłkarzy o moim starciu z Gazzą. Jak sędzia, oni również nie widzieli uderzenia. 'Nie martw się,' powiedział Jamie. 'Gazza planował to pewnie już przed meczem. 'Jak większość będziesz grał przecież dalej!'

Moje podbite oko po uderzeniu było niczym medal wygrany w bitwie. Tak bardzo chciałem się z nim zmierzyć, ale okazało się to bolesne. Chciałem kolejną pamiątkę, jego koszulkę, ale trochę się bałem. Z racji, że mnie na początku uderzył myślałem, że karze mi spieprzać. Po prostu byłem przerażony, by go o to prosić. Na pewno brzmi to dziwnie, że jestem pełen szacunku dla osoby, którą przez dziewięćdziesiąt minut próbowałem rozwalić na kawałki, ale tak właśnie było. Wychowałem się na jego świetnej grze. Przeczytałem jego książkę. Kupiłem jego koszulkę z reprezentacji, tak samo jak Paul, mój brat, który był do niego podobny. Silny i te pulchne policzki. 'Ej, Gazza,' krzyczałem do brata. Wkurzał się na to! Obaj kochaliśmy Gazzę. Jego film, Gascogine's Glory, był moim skarbem. Oglądałem to milion razy myśląc sobie, 'Ale wspaniały piłkarzy.' To cud, że ta kaseta się nigdy nie zepsuła. Gazza we Włoszech 90. Gazza wyrusza na podbój świata. Umiejętności, determinacja, ukochana koszulka i ten uśmiech. Pełen komplet, prawdziwy biznes. Gazza był podsumowaniem wszystkiego, co uwielbiałem w piłce. Był jak David Beckham obecnie. Tak bardzo go podziwiałem. Na początku mojej kariery w Liverpoolu, ludzie uważali mnie za defensywnego pomocnika, ale na treningach zawsze naśladowałem Gazzę. Obecnie gram bardziej jak on, niż na początku. Oczywiście nie mam takich umiejętności jak on, ale posiadam coś czego on nigdy nie miał, wytrzymałość.

Kiedy spotkaliśmy się na Anfield wiedziałem, że jego kariera była na równi pochyłej. Oczywiście przykro było oglądać upadek tak wyjątkowej osoby. Ale spójrzmy tylko na karierę. Przypomnijmy sobie wszystkie jego rzeczy, markowany strzał, dryblingi i fantastyczne bramki. Rzut wolny w półfinale Pucharu Anglii na Wembley w 1991 był jak rakieta. Opanowanie i wykończenie akcji ze Szkocją na Euro 96. Gazza był geniuszem. Każdy mówił, że to nieobliczalny talent. Nigdy nie wierzyłem we wszystkie historie pisane o nim, ponieważ go uwielbiałem. Oprócz podbitego oka, był dla mnie dobry. Miałem wystarczająco szczęścia, kiedy z nim rozmawiałem za czasów jego gry w Evertonie. Mieszkaliśmy blisko, był wspaniały. Na boisku zawsze próbował mnie kopnąć w żebra albo mnie trochę poniżyć. Poza boiskiem Gazza był miłym facetem. Dał mi kredyt zaufania. Pochwalił moją grę i zawsze dopytywał się o różne sprawy. Pomyślałem sobie, 'Pozwól mi o tobie mówić!' Kiedy byłem młodszy, miałem tylko jeden autograf - Gazzy. Jak widać Gazza miał życie, którego też pożądałem: sława, szczęście i reprezentacja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.livfc.fora.pl Strona Główna -> Ciekawi Gracze Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin